Usiadłem przed komputerem, by chwilę pomyśleć o tym, co przeczytałem i usłyszałem w tym tygodniu o mężczyznach i od mężczyzn. Pani Krystyna Janda w szeroko komentowanym wpisie posypała matczyne głowy popiołem, ale też opisała arcyciekawe zjawisko. Zjawisko to świetnie zilustrowane zostało także pewnym obrazkiem umieszczonym na facebookowej stronie Fundacji Masculinum.
Ów obrazek pokazuje mężczyznę siedzącego przed telewizorem na wygodnym fotelu z butelką (chyba) piwa w jednej i papierosem w drugiej ręce. Jegomość w wieku raczej 30+ jeśli nie 40+ a nad nim pochylona kobieta – jego matka. Całość spuentowana jest zdaniem: Ja do pracy?! Jak mamie nie wstyd zabierać mi dzieciństwo?! Zabawny obrazek lecz niekoniecznie zabawna sytuacja. Coraz częściej spotykana – przy czym coraz częściej matki w tej pozycji zastępowane są partnerkami.
Zdradzony przez ojca
Myślę, że w wypowiedzi Pani Jandy jest sporo prawdy. Rzesze matek samodzielnie (bo niekoniecznie samotnie) wychowujących swoich synów nie pozwoliły synom odejść. Głównym problemem wychowywania współczesnych mężczyzn jest utrzymywanie ich w pozycji zależności od matki (a później kobiety w ogóle). Taki mężczyzna, w zasadzie nie zna innej rzeczywistości niż ta, w której jest obsługiwany przez kobietę. Niekoniecznie wynika to z faktu, że jest mężczyzną i ze względu na płeć ta obsługa mu się należy (jak np. w modelu patriarchalnym – bo jest głową rodziny, żywicielem, obrońcą itd.), ale raczej że jest nauczony bezradności. W książce Zdradzony przez ojca, w rozdziale Gniew matki Wojciech Eichelberger przybliża, jak do tego może dojść:
Chłopiec zdradzony przez ojca zostaje pozbawiony pozytywnego wzoru odnoszenia się do kobiet. Ojciec sam borykający się ze skutkami zdrady ze strony własnego ojca, nie może być przecież w dobrych relacjach ze swoją partnerką. (…) Matka ma oczywiście własne kłopoty ze sobą i z mężczyznami. Gdyby ich nie miała, t oz pewnością nie związałaby się na stałe z partnerem, tak bardzo skłonnym do zdradzania swego syna i jej samej. Z tych samych powodów doświadcza ona trudności w relacji z synem, a pozbawiona, a pozbawiona wszelkiej pomocy ze strony partnera, rozwiązuje je jak może i umie. Gromadzi się w niej mnóstwo gniewu, który na wiele sposobów przejawia się w stosunku do syna.(…) Zdarza się, że świadomie i otwarcie zachowuje się agresywnie wobec nas. Częściej jednak agresja matki bywa opakowana w różowy papier nadopiekuńczości, co „kastruje” nas jeszcze skuteczniej, ponieważ spragnionemu miłości dziecku trudniej jest przeciwstawić się tak zakamuflowanej wrogości.
Wojciech Eichelberger wskazuje, że konsekwencje takiej matczynej nadopiekuńczości to między innymi strach przed dojrzałymi, samodzielnymi kobietami, ale też chęć pozostania na zawsze chłopcem, który boi się świata, boi się podejmować ryzyko i sięgać po wolność. A dziś coraz więcej jest samodzielnych, dojrzałych kobiet, które przerażają wręcz wiecznych chłopców nadopiekuńczych matek.
Trudno mi jest jednak zgodzić się z pomysłem, że to jest wyłączna wina matek. Raczej wina odpuszczających ojców.
Obecny ojciec
Na drodze do zaangażowanego ojcostwa czeka dziś na wielu mężczyzn sporo przeszkód, z którymi ojcowie muszą sobie poradzić aby nie powtórzyć zdrady wobec swoich synów.
Pierwsza z nich to właśnie dość niska samoświadomość związana z modelem wchodzenia w relacje ze swoimi partnerkami. Z reguły dążą do powielenia modelu relacji z własną matką. Druga to lęk przed ojcostwem. Dziś bycie tatą, który zajmuje się małym dzieckiem staje się coraz powszechniejsze. Coraz częściej młodzi ojcowie chcą się zaangażować w proces wychowywania swoich dzieci. Warto na tym etapie zdawać sobie sprawę z tego, jak zmienia się dynamika relacji pomiędzy młodym tatą a młodą mamą. Wielu mężczyzn we wczesnej fazie życia dziecka daje się odpędzić od łóżeczka przez matki-bramkarki, ponieważ nie wytrzymują ciśnienia konfliktów w podejściu do czynności pielęgnacyjnych i wychowywania dziecka. Wielu mężczyzn, pamiętających niekompetencje rodzicielskie swoich ojców, dość łatwo ulega przekonaniu, że w zasadzie matka, kobieta wie lepiej i powoli dezerterują np. w pracę. Zaangażowany ojciec, potrafiący wytrzymać nieraz wysoką temperaturę spięć z matką jest na wagę złota, ponieważ jednym z jego najważniejszych zadań wychowawczych zwłaszcza wobec syna jest ostatecznie odseparowanie dziecka od matki. O ile do około 5-6 roku życia tata jest ważnym ale na ogół miłym dodatkiem do mamy, o tyle później staje się pierwszoplanowym rodzicem. Staje się jednak tylko wówczas jeśli nie dał się wcześniej wykastrować, czyli pozbawiać się atrybutów swojego ojcostwa. Umożliwi wówczas odpępowinienie, które ma zaowocować świadomością dorosłego już później mężczyzny, że nie umrze z głodu, jeśli w pobliżu nie będzie kobiety – matki lub partnerki.
Pojawiające się komentarze, które opisują mężczyzn, bezradnych wobec najprostszych niemal codziennych czynności, pokazują że wielu metrykalnie dorosłych mężczyzn, nie przekroczyło strefy komfortu, jaki daje relacja z opiekuńczą kobietą. Albo męskość albo matka.
Mężczyzna zbuntowany
Żyjemy dziś w czasach, kiedy męskie zachowania agresywne (rozumiane, jako popędowe) znajdują się pod silną opresją. Od kołyski, kiedy właściwie większość chłopców trafiała w środowisko niemal wyłącznie kobiece, byli oni uczeni zatrzymywania swojej popędowości: nie biegaj, nie wspinaj się, nie krzycz, bądź grzeczny i tym podobne komunikaty w wielu chłopcach doprowadziły do wyparcia swojej złości i przyjęcia postawy miłych, grzecznych dzieci.
Współczesny brak mądrych rytuałów przejścia, organizowanych dla chłopców, skutkuje tym, że większość mężczyzn nie potrafi twórczo wyrażać swoich emocji a zwłaszcza złości czy gniewu. Robert Bly w książce Żelazny Jan, opisuje metaforycznie etapy życia mężczyzn. To trzej rycerze. Pierwszy to czerwony rycerz, który jest symbolem czasu dojrzewania, kiedy chłopcy są blisko swojej agresywnej popędowości, doświadczają niezwykle silnego pobudzenia seksualnego, przejawiają postawy aspołeczne, podejmują liczne ryzyko.
Później przychodzi czas białego rycerza. To ta faza życia, kiedy mężczyzna może świadomie wziąć odpowiedzialność za siebie i innych. Staje się ważnym i pożytecznym członkiem swojej grupy i rodziny. Kieruje się normami społecznymi. Współczesny model wychowywania chłopców, dąży do pominięcia fazy czerwonego rycerza i przejście od razu w okres białego rycerza. Lecz kłopot w tym, że jak pisze Bly: bez czerwieni nie ma bieli. Ta stłumiona agresja wyrażana jest przez takich mężczyzn w sposób bierny (bierno-agresywny), np. w formie odmowy podniesienia walizki ze względu na kłopoty z kręgosłupem, bądź elementarna bezradność w życiu codziennym:
– Kochanie, zjadłeś śniadanie – pyta kobieta.
– Nie, bo nie wiedziałem co – odpowiada mężczyzna.
Coraz częściej pojawiają się jeszcze inne formy biernej agresji w wykonaniu męskim. Mam na myśli wygaszenie popędu seksualnego do partnerki i przeniesienie go na sferę autoerotyzmu podsycanego śledzeniem pornografii.
Na koniec
Dyskusja, jaka rozwinęła się w internecie, moim zdaniem dotyka jeszcze innego, ważnego problemu charakterystycznego dla współczesnej sytuacji społecznej, który znacznie wykracza poza kontekst płci. W aktualnym Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej, Adam Leszczyński w artykule Polaku, jesteś moim bohaterem diagnozuje kondycję życia w Polsce a w szczególności kondycję ludzkich relacji. Autor w tekście powołuje się na wydaną niedawno książkę prof. Anny Gizy Gabinet luster, napisanej na podstawie wieloletnich, skrupulatnych badań socjologicznych: Polacy mają wyjątkowy zły obraz samych siebie i własnej wspólnoty. Jest tak źle, że kiedy spotykają się z życzliwością rodaka, są zaskoczeni i wypierają to ze świadomości. Po prostu kłoci się to z ich ogólnym wyobrażeniem ojczyzny, jako kraju w którym życie to walka o przetrwanie. Mamy tak ugruntowany zły obraz samych siebie, że nawet jeśli zapamiętamy pozytywne doświadczenia, to uznajemy je za wyjątek (złej, ponurej, depresyjnej normy), a nie za regułę.
Coś w tym jest, ponieważ niezmiennie od lat, zaraz po powrocie do Polski przeżywam swoiste zderzenie z taką właśnie społeczną rzeczywistością. Zgadzam się ze zdaniem autora, że dziś potrzebujemy lepszego pomysłu na dobre życie w Polsce niż „bogaćmy się”. I bardzo jestem ciekaw pomysłów czytelników.
Myślę sobie, że bez względu na płeć, wiek, miejsce i czas to, czego nam najbardziej potrzeba to dobrych relacji opartych na życzliwości. Moim zdaniem bardzo męską postawą jest ochrona życia a to też oznacza dbanie o siebie, innych i otoczenie.
OSTATNIE AKTUALNOŚCI
KOMENTARZE
Powiedz, co myślisz