Wszyscy ulegamy medialnej psychozie głoszącej, że męskość przechodzi głęboki kryzys i faceci w jakiś sposób się skończyli. Wierzymy, że mężczyźni stworzyli cywilizację, w której zaczynają rządzić kobiety. A co sami zrobili? Wycofali się, nie znajdując sobie miejsca w świecie wszelakich wolności i relatywizmu. Czy naprawdę jest tak źle?
Kryzys męskości to temat dość wyeksploatowany i często pojawiający się w mediach. Czy jednak faktycznie oddaje on poziom poczucia męskości pośród dzisiejszych mężczyzn? Też tak uważałem, choć ostatnio gdzieś przeczytałem, że i kobiety są w kryzysie, tylko mniej się o tym pisze i mówi. Jednakże w moim życiu zdarzyło się coś, co spowodowało, że w ciągu półtora miesiąca doświadczyłem dzięki własnej ciekawości i przełamaniu pierwszych lęków swoistego oświecenia odnośnie do współczesnych mężczyzn.
Zaszczepiona idea wzrasta
Kilka lat temu mój dobry kolega zaprosił mnie na rozmowę, podczas której chciał się podzielić tym, co go spotkało w trakcie weekendowego kursu docierania do swojej męskości. Zachęcał mnie, abym spróbował czegoś takiego, że to niesamowite doświadczenie, a obraz mężczyzn, jaki się pojawia podczas takich spotkań, jest całkiem inny od tego, który widzi się na co dzień. Mówił, że doświadcza się tam niesamowitej bliskości, wsparcia i zrozumienia, że mężczyźni płaczą, przytulają się do siebie i zawierają znajomości, które chcą kontynuować już po zakończeniu kursu.
Nie ukrywam, że bardzo zaciekawiła mnie relacja kolegi. Jednak nie miałem ochoty uczestniczyć w takich spotkaniach, tym bardziej że musiałbym za nie sporo zapłacić (co może być problemem dla niektórych, ale wiadomo, że prowadzący też muszą z czegoś żyć). Nie posiadałem w tym czasie nadmiernej gotówki, którą chciałbym wydać na taki sposób samopoznania. Śledziłem różne ogłoszenia o kursach męskości, miałem na nie ochotę, ale tak akurat się składało, że tego kroku nie potrafiłem wykonać. Coś mnie powstrzymywało, pewnie strach, ale również ogólne przekonanie, że może to się nie opłaca, że faceci faktycznie popadli w jakiś kryzys i nie ma sensu próbować.
Najtrudniejszy pierwszy krok
Ostatnimi czasy poznałem kilka interesujących osób. Zauważyłem, że są to głównie kobiety, że wszędzie, gdzie pójdę, spotykam nowe panie, z którymi szybko łapię dobry kontakt. Brakowało mi mężczyzn, którzy nawet jeśli się pojawiali na mojej drodze, to w mniejszości, szybko gdzieś znikając albo ich zainteresowania czy chęci przebywania z innymi zawężały się głównie do towarzystwa kobiet.
Nic dziwnego ‒ kontakty z kobietami wydają się bardziej interesujące, ciekawsze i bardziej rozwijające niż relacje z mężczyznami. Też tak myślałem, choć doszedłem do wniosku, że kiedyś było inaczej: miałem koło siebie wielu mężczyzn, bardzo dobrych przyjaciół, z którymi robiłem ciekawe rzeczy, rozwijaliśmy wspólne zainteresowania, słuchaliśmy muzyki lub oglądaliśmy filmy.
To się skończyło. Mam kilku bardzo dobrych kolegów i przyjaciół, ale zrozumiałem, że brakuje w moim życiu zwyczajnych męskich znajomych. Po głowie kołatało mi się pytanie, jak ich zdobyć, kiedy wszyscy mężczyźni popadli w jakiś marazm, globalny kryzys, o którym tyle się mówi, i są w dziwny sposób nieuchwytni. W pewnym momencie dotarło do mnie, że może tak nie jest, że prawdopodobnie jest to tylko i wyłącznie mój bardzo subiektywny punkt widzenia, a robię tak, bo nie chce mi się ruszyć tyłka, poszukać czegoś i podziałać.
Pokonać własne ograniczenia
I wtedy stało się. Przypadkowo na Facebooku zobaczyłem post Znajdź męską ścieżkę w swoim mieście. Pomyślałem, że aż dziwne, dlaczego nie wpadłem wcześniej na taki pomysł. Wystarczyło wpisać hasło w Google i poszukać, poczytać, zorientować się, zadzwonić i sprawdzić. Nie szukałem długo; zajęło mi to raptem pięć minut. Szybko odnalazłem grupę mężczyzn, która spotyka się w moim mieście.
Trochę musiałem poczekać, bo zgromadzenia odbywają się co dwa tygodnie i właśnie dzień lub dwa wcześniej takie spotkanie miało miejsce. Stwierdziłem, że nie ma tego złego, że mogę wszystko na spokojnie przemyśleć, oswoić się z lękiem, zadać sobie pytania, skąd się ten lęk pojawia. A potem zadzwonić na dzień lub dwa przed mityngiem i – jeśli zdobędę się na odwagę, bo lęk mimo wszystko nie ustępował i im bliżej było kolejnego spotkania, tym bardziej we mnie narastał – po prostu pójść.
Wiedziałem, że to zrobię, że będę się bał, ale to zrobię. Znam już na tyle siebie samego, abym mógł stwierdzić, iż lęk, który chce nade mną zapanować, jest niechęcią przed poznaniem czegoś nowego. Dotyczy zmian, które w konsekwencji zawsze okazują się bardzo korzystne, kiedy w nich uczestniczę, ale z perspektywy oczekiwania i niewiadomej rodzą we mnie demony strachu. Pomocne było tłumaczenie sobie, że przecież nikt mnie tam nie zje i pewnie nie będę jedynym, który się boi, a jeżeli mi się nie spodoba, to nie przyjdę na kolejne mityngi i tyle.
Wziąć byka za rogi
Moje pierwsze uczestnictwo w męskim kręgu było niesamowite. Kameralna atmosfera, odpowiedni temat, dziwnie potrzebny i adekwatny do tego, z czym uczestnicy przyszli, szybkie otworzenie się mężczyzn na siebie, szczerość w wypowiedziach i niesamowite poczucie bezpieczeństwa, akceptacji oraz zrozumienia, jakiego doświadczałem, spowodowały, że byłem zachwycony i niesamowicie dumny z siebie.
Udało mi się poradzić sobie z lękiem, niepewnością i przyjść do ośrodka. Wspólna kolacja, kontynuacja tematu i radość, jaka płynęła z poczucia bycia razem, dopełniały jeszcze poczucia szczęścia. Nie mogłem się doczekać kolejnego spotkania, które miało się odbyć za dwa tygodnie. W tym wszystkim była niestety ‒ jak się okazało ‒ łyżka dziegciu, bo moją pewność, że już to znam i tak będzie za każdym razem, miało coś podważyć, spowodować poczucie zagrożenia, złość, ale też zrozumienie kilku sposobów reagowania na nieprzewidziane sytuacje.
Podczas drugiego spotkania było nas dwa razy więcej. Temat był trudny, nie potrafiliśmy w niego wejść; staraliśmy się, ale nie wychodziło. Za dużo osób się nie znało, widziało po raz pierwszy. Niektórzy trafili tutaj z czystego przypadku czy ciekawości i nie wiadomo było, czy będą jeszcze uczestniczyć w mityngach, więc wzajemne zaufanie jakoś się między nami nie utworzyło. Byłem bardzo zdenerwowany, czułem się niepewnie. Zauważyłem, iż moje mentalne przygotowanie na to, że atmosfera będzie identyczna jak na wcześniejszym spotkaniu, było mylne. Dotarło do mnie, że coś we mnie nie akceptuje niektórych osób, coś chce, żeby ich tutaj nie było. Ogólnie wiele spraw nie podobało mi się tak jak za pierwszym razem. Teraz cieszę się z tego doświadczenia, gdyż pozwoliło mi ono zrozumieć pewien problem mojego życia i go zmienić.
Uczestniczyłem w trzech spotkaniach męskiego kręgu. Na ostatnim wspólnie oglądaliśmy mecz: przy chipsach, napojach i niektórzy przy bezalkoholowym piwie. Ja nerwy spowodowane porażką naszej reprezentacji zajadałem smakowitymi czereśniami. Teraz planujemy wyjazd w góry i chyba każdy z nas tęskni za wrześniem i kolejnymi zgromadzeniami.
Droga do samopoznania
Co mi dały te spotkania? Wiele w sobie odkryłem, dużo zrozumiałem, poczułem się częścią wspólnoty i zauważyłem, że moje problemy, lęki są tożsame z niepokojami wielu osób. Uświadomiłem sobie, iż wielu z nas bardziej lub mniej zagubionych we współczesnej cywilizacji boi się kontaktów z innymi mężczyznami, czuje się niepewnie, nie wie, jak ma postępować, i czy ich poczynania są odpowiednie.
Każdy waha się, czy postępuje dobrze, gubi w kreacjach narzucanych przez innych, jak również tych sztucznie pompowanych przez media. Ma dość odgrywania narzucanych zewnętrznie ról, rywalizacji i agresji, z którą tak często kojarzy się męskie środowiska, a wcale tak nie musi być. Może być między nami poczucie bliskości, ciepła, wzajemnego zrozumienia, szacunku i poczucia, że jest się ważnym, potrzebnym i akceptowanym takim, jakim się jest.
Osobiście zrozumiałem, że ludzie są różni, nie zawsze tacy, jakbym chciał, żeby byli. I to jest dobre, właściwe tak musi po prostu być, gdyż w tej różnorodności wiele od siebie otrzymujemy, dużo sobie dajemy. Końcowa konkluzja może być tylko jedna: wielu z nas jest zagubionych w dzisiejszym szalenie pędzącym życiu. I nie dotyczy to tylko mężczyzn, spotyka to wszystkich. Wielu z nas upada, gubi się, zatraca, ale nie wszystko jeszcze stracone i chyba nigdy nie będzie tak, że coś zostanie przegrane z kretesem. Po tych spotkaniach wiem jedno ‒ na pewno współcześni mężczyźni jeszcze nie umarli!
OSTATNIE AKTUALNOŚCI
KOMENTARZE
Powiedz, co myślisz