Czyli za błękitnymi mgłami jak w piosence Tatiany Bułanowej. Można psioczyć na współczesnych mężczyzn, jacy to oni źli nie są. Ale czy rzeczywiście słusznie? Czy to prawdziwe? Czy warto?
Obie płcie nigdy nie miały łatwo – kobiety, matki i strażniczki ogniska domowego, z tyranią zamążpójścia lub klasztoru, kolejnych porodów, pilnowania przyzwoitości i rozliczania z obowiązków domowych; mężczyźni – ojcowie rodzin, jedyni żywiciele, zawsze twardzi, choćby wewnątrz się gotowało, ginący na wojnach i w wypadkach. Łatwo nie było nikomu, ale świat wydawał się… poukładany. Obecnie wszystko jednak staje na głowie – mężczyźni muszą być wszystkim – nie zaś tym, kim chcą.
Demokratyczne zmiany dały, zarówno kobietom, jak i mężczyznom wolność, którą nie wiadomo do końca, jak się mądrze posługiwać. Kiedyś role były jasno ustalone i dotyczyły zarówno relacji rodzinnych, zawodowych, jak również sfery damsko-męskiej. Wtedy ci mężczyźni spotykali się z tymi kobietami – oni o nie szarmancko zabiegali, one z wdziękiem przyjmowały komplementy i kwiaty. Oczywiście nie zawsze i nie wszyscy, niemniej tak przynajmniej zakładał model rzeczywistości.
Dziś wszystkie reguły zostały złamane. Czy jednak przypadkiem nie jednostronnie? Wydaje mi się, jakby jedną nogą kobiety stawiały na emancypację, tam, gdzie to wygodne, ale jednocześnie drugą pozostawały w bezpiecznych czasach księżniczek i dżentelmenów. Winne jest tu odwieczne pragnie posiadania i zjedzenia ciastka – zachowania profitów bez jednoczesnego przyjmowania niedogodności. Jak wygląda to w praktyce? Często, gdy panie mogą, nie umieją gotować, nie dbają o urodę, nie chcą mieć dzieci, poświęcają się wyłącznie karierze – i jest to postrzegane jako autonomiczne prawo, nowy standard. Jednak, czy według niego mężczyźni mogą na przykład nie chcieć utrzymywać domu?
Co ciekawe, o ile mężczyźni coraz bardziej doskonalą swoje umiejętności w rodzinie i związkach, ucząc się równie dobrze gotować i przewijać dzieci, jak naprawiać samochody i wieszać szafki – o tyle w przypadku kobiet proces ten jakby był odwrotny. W efekcie mamy samotnych mężczyzn i samotne kobiety – jednych i drugich równie dalekich od szczęścia.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogą czuć się oszukani. Mężczyźni, którzy sądzili, że solidne przeszkolenie z obowiązków domowych i partnerskich zjedna im płeć piękną; i kobiety, myślące, że wraz ze wzrostem ich pozycji zawodowej wzrośnie ich wartość matrymonialna. Tymczasem, zarówno biznesowe kobiety, jak i domowi mężczyźni stali się dla siebie nawzajem nieatrakcyjni. Pierwsze – postrzegane jako mało kobiece, myślące tylko o karierze, które nie stworzą ciepłego domu i warunków do wychowywania dzieci – choć przekonane, że wpisują się w ideał kobiety inteligentnej i niezależnej. Drudzy – uważani za mało męskich, choć oni przecież tylko spełnili wymagania kobiet dotyczące zaangażowania mężczyzn w prace domowe.
Najlepsze jest jednak to, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni mieli dobre intencje – chcieli równości – równości płci, równości ról, równości obowiązków. Zapomnieli jednak o… równowadze. A przecież nie chodzi o to, by móc, potrafić i zrobić wszystko – samej czy samemu.
Dzięki mitowi niezależności hodujemy i hołdujemy kolejnym pokoleniom singli. Zapomnieliśmy, że kluczem są właśnie nasze niedoskonałości oraz współzależności. Przecież nie do końca ważne jest to, kto gotuje, wychowuje dzieci czy wiesza szafki, ważne, aby poprzez to budować wspólny świat.
OSTATNIE AKTUALNOŚCI
KOMENTARZE
Powiedz, co myślisz